Renowacja lamp samochodowych.

Współczesne lampy w większości samochodów posiadają klosze z tworzywa sztucznego, które narażone na promienie słoneczne i temperaturę potrafią po latach stracić swój blask i zmatowieć. Powoduje to zmniejszenie bezpieczeństwa na drodze, jak i obniża walory estetyczne pojazdu. W dalszej części artykułu przedstawię, jak samodzielnie można takie lampy odnowić, z rewelacyjnym skutkiem !

Zaznaczę na początku, że renowacja jest procesem żmudnym, czasochłonnym, ale jednocześnie łatwym i tanim.
Jeśli lampy są zmatowione, to można oczywiście wymienić je na nowe, lub dobre używane. Niestety koszt nowych lamp z ASO niejednokrotnie przekracza 1.000 zł za sztukę, a i używane ciężko znaleźć poniżej 500 zł… Jeśli więc nie mamy zamiaru wydawać sporych sum na wymianę lamp, to pokażę jak to zrobić za znacznie poniżej 100 zł ZA DWIE SZTUKI !

Moje klosze wyglądały już bardzo kiepsko – były zmatowione od góry. Auto zapewne nie było garażowane, u mnie zresztą też stoi “pod chmurką”. Działanie promieni słonecznych powoduje powolną, ale wciąż zachodzącą degradację plastiku, w wyniku czego na powierzchni lampy tworzy się porowata warstwa, która gorzej przepuszcza światło.
Przejrzałem kilka filmów w sieci jak to zrobić i jedną z ważniejszych kwestii było, żeby pracować na lampach ZDEMONTOWANYCH z pojazdu. Ma to znaczenie zwłaszcza podczas lakierowania, ale o tym dalej.
Tak się złożyło, że auto wylądowało u mechanika na inną naprawę, poprosiłem więc o wymontowanie lamp. Samodzielnie też by się dało, ale z uwagi na konieczność zdejmowania zderzaka nie chciałem ryzykować, że coś spieprzę… 😉

Przygotowałem klosze przez oklejenie pozostałych elementów taśmą malarską oraz zgromadziłem potrzebne materiały :

  • papier ścierny wodny o gramaturze 400, 800, 2500
  • płyn do mycia naczyń
  • wspomnianą taśmę malarską
  • taki klocek ścierny służący jako podkładka pod papier
  • bezbarwny lakier w sprayu (błąd, ale o tym dalej)

Metodyka działania jest dość prosta, ale tak jak wspomniałem na początku – monotonna i długotrwała… Otóż, jak nie trudno się domyślić, należy wziąć wiadro wody, nalać trochę płynu i często maczając w nim papier, systematycznie raz przy razie, szur – szur, szlifować klosze.
Zaczynamy od papieru o największych ziarnach, czyli 400. Szlifowałem wzdłuż lampy, następnie w poprzek, na końcu wykonując koliste ruchy.
Akurat moje lampy były dość niewdzięczne do tej operacji, gdyż ich kształt ma wiele zaokrągleń. Mało jest na nich typowo płaskich powierzchni, więc najdłuższe szlifowanie odbywało się właśnie kolistymi ruchami.
Po szlifowaniu papierem 400 przychodzi kolej na 800 i na końcu 2500. Cały proces trwał około 2 godzin na każdą lampę, ale nie oszukujmy się – trochę się opierdalałem 😉
Warto co jakiś czas, zwłaszcza na ostatnim etapie, przemyć klosz wilgotną gąbką i ocenić optycznie, czy nie pozostały jakieś rysy czy matowe miejsca.

Ostatni etap to ostateczne umycie klosza wodą, odtłuszczenie (ja użyłem izopropanolu IPA) i polakierowanie.

Tutaj ważna uwaga, gdyż moje pierwsze lakierowanie zakończyło się… porażką…

W sklepie w którym kupowałem papiery ścierne poprosiłem o lakier w sprayu. Lakier był transparentny, czyli bezbarwny i nie miał zaznaczone czy mat, czy połysk, po prostu przezroczysty. Podczas lakierowania widziałem, że powierzchnia jest matowa, kiedy wyschnął, również była matowa. Trzeba zaznaczyć, że szlifowanie papierem ściernym, nawet drobnoziarnistym o gradacji 2500 pozostawia powierzchnię wolną od rys, ale jednak matową…
Niestety musiałem dla tej pomalowanej lampy przeprowadzić proces szlifowania od nowa…

Podjechałem do mieszalni farb i lakierów z prawdziwego zdarzenia i ku mojemu zdziwieniu, sprzedawca zaoferował mi lakier z utwardzaczem, który “wcisnął mi w puszkę”. Przyznam, że nie wiedziałem że jest w ogóle taka możliwość. Lakier w puszcze był dedykowany do tego typu prac, był to tzw. “klar”, czyli przezroczysty z połyskiem. Kosztował trochę więcej, bo 35 zł i musiał być wykorzystany w ciągu jednego dnia, bo później ponoć by stwardniał.

Lampy polakierowałem na nowo, od razu było widać różnicę, a po wyschnięciu (kilkanaście minut) wyglądały jak fabrycznie nowe ! Warto tutaj wspomnieć, że gdybym nie miał zdemontowanych lamp, musiałbym okleić sporą część samochodu folią malarską, żeby lakier nie osiadł na innych elementach nadwozia.

Auto prezentuje się doskonale, jakość świecenia trudno mi teraz ocenić, gdyż jest lato i nie jeżdżę nocami.

Serdecznie polecam samodzielną renowację lamp – koszt jaki poniosłem, wraz z tym droższym lakierem to około 60 zł za całość. W tej cenie nie dałoby się chyba kupić nawet zbitego klosza 😉